Boży maratończyk
Młody człowiek ma to do siebie, że się buntuje. W przypadku Kostki nie był to ślepy bunt. On wiedział, czego chce. A dokładniej, wiedział, czego chce od niego Bóg. "Nie był mięczakiem" - piszą biskupi w Liście na Rok św. Stanisława Kostki.
Czy siedemnastolatek przemierzający pieszo pół Europy, aby wstąpić do zakonu i zostać księdzem wbrew woli rodziców, może zaimponować dzisiejszej młodzieży? Powiedzmy sobie szczerze: przekonać ją nie będzie łatwo. Pokolenie smartfonów nie ma bowiem ochoty ani na bunt przeciwko rodzicom, ani na męczące wędrówki, ani na życie poddane Bogu (pisałem o tym niedawno, GN 48/2017). To oczywiście nie znaczy, że jako rodzice, duszpasterze czy wychowawcy możemy wywiesić białą flagę. Przeciwnie. Powinniśmy, na przekór smartfonowej kulturze, podnieść sztandar ze św. Stanisławem Kostką, pokazując go jako młodego człowieka, który był naprawdę wolny. był wolny dlatego, że wiedział, czego chce i miał odwagę zmierzać do celu, nie zważając na trudności i przeszkody. W czasach modły na bieganie warto pokazać św. Stanisława jako megabiegacza. Biegł w Wiednia do Rzymu jak Forest Gump. Nie dla zdrowia, nie dla szpanu czy zrzucenia nadwagi, ale dla doskonałości, dla świętości, dla najwyższego celu.
Bezpośrednim powodem ogłoszenia Roku św. Stanisława Kostki jest 450. rocznica jego śmierci. Ponadto program duszpasterski Kościoła w Polsce podejmie temat bierzmowania i odkrywania Ducha Świętego, zaś jesienią w Rzymie odbędzie się synod poświęcony młodzieży. Stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości - to kolejna cegiełka tej układanki. Święty Stanisław Kostka to bez wątpienia wzór młodego Polaka, odważnego, poddanego Duchowi Świętemu, przeciwstawiającego się najbliższemu otoczeniu, a zarazem najgłębiej oddanego sprawom najważniejszym. Śmiem twierdzić, że św. Stanisław nie jest całkiem bez szans. Jego krótkie, ale mocne życie może inspirować.
"Magis" znaczy więcej
Rzeczą godną przypomnienia jest rola św. Stanisława jako patrona Polski, nie tylko młodzieży. W 1602 r. papież Klemens VII nazwał Stanisława błogosławionym, w 1674 r. został ogłoszony patronem Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego, kanonizowano go w 1726 roku. W młodym jezuickim nowicjuszu ujrzano patrona obrońców cywilizacji łacińskiej. To św. Stanisławowi Kostce przypisuje się zwycięstwo Polski nad Turkami pod Chocimiem w 1621 r. Król Jan Kazimierz uważał, że jego orędownictwu zawdzięcza zwycięstwo pod Beresteczkiem w 1651 r. To ciekawe, bo przecież młody Kostka nie był rycerzem, nie służył w armii. Stoczył bitwę jedynie z samym sobą, z własną słabością, aby służyć Bogu i Kościołowi katolickiemu w czasach zamętu. Być może tu leży klucz.
W trwającej dziś wojnie kulturowej jednym z kluczowych jej frontów jest zmaganie o umysły i serca młodzieży. Czy uda się przekazać młodym katolicką wiarę, tradycję, wartości patriotyczne? Czy zostaną bezwolnymi konsumentami podłączonymi do elektronicznych gadżetów, niezdolnymi do rzeczy wielkich, uznającymi życiowy komfort i przyjemność za najwyższe życiowe aspiracje? W kontekście współczesnych zmagań o duszę Europy, Polski, młodzieży, motto, które obrał sobie św. Stanisław, brzmi prowokująco i mobilizująco; "Do wyższych rzeczy zostałem stworzony i dla nich winienem żyć". Kapitalne hasło. Można w nim usłyszeć echo jezuickiego zawołania: "Ad maiorem Dei gloriam" (Na większą chwałę Boga). W "Ćwiczeniach duchowych" św. Ignacego, które młody Kostka musiał poznać, wielką rolę odgrywa zasada "magis". A "magis" po łacinie znaczy "bardziej", "więcej". Św. Ignacy podkreślał, że życie dla chwały Boga oznacza nieustanne dążenie do zdobywania "więcej", do bycia "bardziej' przy Bogu. Ten ignacjański maksymalizm musiał zaimponować młodemu Kostce.
Prosta biografia
W czasach SMS-ów, czyli krótkich informacji, ogromnym atutem Kostki jest to, że nie zostały po nim wielkie dzieła, a jego biografia jest krótka, konkretna, prosta.
Urodzony w Rostkowie w 1550 r. na Mazowszu w zacnej, szlacheckiej rodzinie, od dziecka przeznaczony był do służby Polsce i Kościołowi. "Rodzice nie przyzwyczajali nas do przyjemności, postępowali z nami surowo. Zaprawiano nas do modlitwy i uczciwości" - tak opisywał atmosferę rodzinnego domu Paweł, starszy brat Stanisława. On też przekazał informację o nadwrażliwości małego Stasia. "Gdy przy stole rodzinnym siedzieliśmy razem i coś według sposobu świeckiego było opowiedziane nieco za swobodnie, drogi braciszek miał to we zwyczaju, obróciwszy oczy do nieba, tracił przytomność i jak martwy spadałby pod stół, gdyby go ktoś nie pochwycił". Czytając taki tekst, łatwo pomyśleć o nim jako o pobożnym lalusiu. Jeśli jednak uzmysłowimy sobie, że ten sam młody człowiek zaledwie kilka lat później był w stanie wędrować w przebraniu żebraka z Wiednia przez Niemcy do Rzymu (ok. 2500 km) na przekór ojcu po to, by dopiąć swego celu, to widzimy, jak szybko osiągnął męstwo.
Stanisław został wysłany do Wiednia w wieku 14 lat. Tam z woli ojca razem ze starszym bratem Pawłem kształcił się w kolegium jezuickim. Wiedeń kusił uczniów kolegium światowymi propozycjami. Koledzy, a nawet sam brat, skoncentrowani na korzystaniu z życia, nie szczędzili drwin Stasiowi, który wyróżniał się pobożnością. Przezywano go "jezuitą", bo żył jak zakonnik. Po roku nauki ciężko zachorował. Przekonany, że uzdrowienie zawdzięcza Matce Bożej, złożył ślub, że wstąpi do jezuitów. Ojciec zdecydowanie przeciwstawił się tej decyzji. Jezuici nie przyjmowali do zakonu uczniów ze swoich szkół bez zgody rodziców, dlatego odmówili Stanisławowi przyjęcia.
Młody, ambitny Staś postanowił spróbować w innym miejscu. W sierpniu 1567 roku opuszcza Wiedeń w przebraniu żebraka i pieszo dociera do Dylingi w Bawarii. Kiedy i tam nic nie wskórał, powędrował przez Alby do Rzymu, aby "uderzyć" do samego generała jezuitów. Tak wielka determinacja młodego Polaka zrobiła wrażenie. Przyjęto go do nowicjatu. Jego szczęście trwało jednak krótko. Po dziesięciu miesiącach pobytu w Rzymie Stanisław zachorował na malarię i umarł w święto Wniebowzięcia, 15 sierpnia 1568 roku. Miał niecałe 18 lat. Rzymianie żegnali go jak świętego. Pochowany został w kościele św. Andrzeja na Kwirynale. Jego kult zrodził się spontanicznie, zaraz po śmierci. Jan Paweł II powiedział o Kostce: "Jego krótka droga życiowa była jak gdyby wielkim biegiem na przełaj, do tego celu życia każdego chrześcijanina, jakim jest świętość".
Wątpliwość, która może się pojawić, dotyczy posłuszeństwa syna wobec rodziców. Stanisław, owszem, był buntownikiem, ale jego bunt wobec ojca przypomina nieco sytuację ze świątyni jerozolimskiej, gdy dwunastoletni Jezus odpowiedział zmartwionym Maryi i Józefowi: "Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do Ojca?". Dzieci nie są własnością rodziców. Ich najważniejszym zdaniem jest odnaleźć wolę Boga. W tym sensie biografia Stanisława jest także podpowiedzią dla rodziców. Posłuszeństwo dzieci wobec rodziców powinno być zawsze podporządkowane posłuszeństwu wobec Boga: zarówno rodziców, jak i dzieci. Odnalezienie woli Boga wobec każdego z nas - to warunek dobrego życia. To, co jest wolą Boga wobec mnie, jest w istocie najgłębszym pragnieniem jego serca, często tylko przykrytym innymi, bardziej powierzchownymi pragnieniami.
Bądź wolny jak Stanisław
W czym Stanisław może być wzorem aktualnym także dziś? Biskupi w liście pasterskim wskazują różne aspekty jego życia: mądre podejście do nauki (jako wstęp do służby społecznej), osobista pobożność (maryjność i kult Eucharystii), trwanie przy katolickiej wierze, gdy świat jej zaprzecza (zmaganie z protestantyzmem), wierność w małych rzeczach, tęsknota za niebem, pragnienie "rzeczy wielkich", podejmowanie pracy nad swoim charakterem. "Miał odwagę przeciwstawić się panującym modom i naciskom grupy. Nie chciał ani imponować, ani uczynić z życia jednej wielkiej rozrywki. Był silną osobowością, miał swoją klasę i styl. Do końca zachował wolność. To nie był młody człowiek, który nie wie, po co żyje, jest znudzony i apatyczny, żądający od innych, a niedający nic z siebie. (...) Wiedział też, że stawać się dojrzałym człowiekiem to podejmować trud rozwoju. Nie był mięczakiem, który mówi: taki już jestem, a zło usprawiedliwia słabością, obwinia innych, oskarża warunki i historię" - piszą biskupi.
Wszystko to prawda i brzmi interesująco. Zastanawiam się, co należałoby wysunąć na pierwszy plan, aby postać św. Stanisława, jego świętość, okazała się atrakcyjna?
Być może najważniejszym tematem powinna być wolność. Bo życie młodego Kostki jest świetną ilustracją tego, co to znaczy być wolnym. Po pierwsze, trzeba wiedzieć, czego się chce, czyli odkryć cel życia, powołanie. Po drugie, trzeba mieć odwagę podejmowania konkretnych kroków, by ten cel zrealizować. Trzeba wreszcie mieć w sobie mądry upór, by nie zrażać się przeszkodami, umieć iść pod prąd. Droga z Wiednia przez Dylingę do Rzymu - to symboliczny obraz tak rozumianej wolności. Aby stać się kimś, muszę umieć wybrać drogę, zgodzić się na przymus drogi (ograniczenia, pokonywanie zmęczenia itd.) i być wiernym tej drodze aż do końca. Taka wizja wolności jest w kontrze do wolności lansowanej przez liberalną kulturę. Młodzi ludzie żyją otoczeni kulturą promującą raczej niedojrzałość niż dojrzałość, dążenie do "małego szczęścia", kolekcjonowanie przyjemności i wrażeń. Stanisław uczy życia skoncentrowanego na wielkim celu, życia ambitnego, odważnego, z polotem i konsekwencją.
A może warto, by w Roku Świętego Stanisława Kostki zorganizować jakiś bieg, pielgrzymkę czy wyprawę rowerową jego szlakiem - z Wiednia przez Bawarię do Rzymu? Mogłyby to być wielkie rekolekcje w drodze i znak dla Europy, że warto iść w stronę Boga. Tylko ten kierunek jest ważny. Inne cele są dobre tylko wtedy, gdy są w zgodzie z tym najważniejszym.
za: Ks. Tomasz Jaklewicz, Boży maratończyk, w: Gość Niedzielny nr 2/2017, s. 18-20.